
National Health Service (NHS), czyli Narodowa Służba Zdrowia, utrzymywana ze środków publicznych, to piąty pod względem wielkości pracodawca na świecie, który zatrudnia 1,7 mln osób. Opinie osób, które korzystały z podstawowej opieki medycznej, czyli lekarza rodzinnego w ramach NHS, są bardzo podzielone, z przewagą tych negatywnych.
GP, czyli tak zwany General Practitioner to pierwsze miejsce, z którym pacjent ma kontakt. Rejestracja u GP jest bezpłatna, jak większość usług, które świadczy. Niestety często nie idzie za tym w parze jakość usług. Zadaniem GP jest wstępne zbadanie pacjenta i jeśli jego stan tego wymaga, lekarz z GP kieruje go na badania do specjalisty lub na leczenie w szpitalu.
„Mój gp to jest katastrofa. Nawet jak się ma nagły przypadek to muszę czekać 4 dni”, „Tutaj problem jest taki że GP nie potrafi postawić diagnozy, a zła diagnoza to złe leczenie” – czytamy na formach tematycznych. Według opinii internautów GP przepisuje na wszelkie dolegliwości paracetamol, a diagnozy szuka w Googlach. Oto niektóre z opinii:
„2 mln ludzi pracuje tylko po to by po 5 godzinach czekania dostać paracetamol”, „moja rodzina nie otrzymała żadnej innej pomocy lekarskiej oprócz paracetamolu”, „Przez dwa tygodnie dziecko kaszlało tak, że aż wymiotowało. Byłam 3 razy, dwóch dało mi paracetamol jeden powiedział że samo przejdzie....” – skarżą się pacjenci.
Wszyscy pamiętamy głośną sprawę Luisy Guerra sprzed roku, która w wieku 35 lat zmarła na raka szyjki macicy w Kent, po tym jak lekarze z NHS postawili jej złą diagnozę. Za każdym razem, gdy zgłaszała się do GP, skarżąc się na notoryczne bóle pleców i głowy, przepisywano jej paracetamol diagnozując wczesną menopauzę i stres. W sumie po 50 wizytach w państwowym NHS, gdy syndromy nadal nie ustępowały, a paracetamol nie skutkował, pani Luisa Guerra zdecydowała się zapłacić £300 i udać się do lekarza prywatnego. Wykryto u niej raka macicy i mimo chemioterapii Luisy zmarła, osieracając dwójkę dzieci.
Przypadków można mnożyć. Błędne i późne diagnozy to nie jedyny problem. Według analiz NHS popełnia 6 poważnych błędów na tydzień, do których należą min. zoperowanie złej części ciała, usunięcie niewłaściwego organu czy pozostawienie w pacjencie narzędzi chirurgicznych. Wycięcie jajników pozbawiając pacjentkę płodności, czy skierowanie pacjenta na operacje serca tylko dlatego, że pomyliło się karty medyczne to tylko niektóre przykłady. Jeremy Hunt – minister zdrowia przyznał w ubiegłym roku, że 12,500 pacjentów umiera w Anglii z powodów błędów lekarskich. Niestety niewiele się zmieniło od tego czasu.
Jak się leczą Polacy na wyspach
Mamy wybór. Możemy leczyć się na wyspach i ryzykować, że od GP wyjdziemy bez właściwej diagnozy, albo lecieć do Polski i skorzystać z prywatnego leczenia. Jak potwierdza wielu pacjentów: „w Polsce chodzimy do prywatnych dentystów bo nas stać....w UK ...już średnio....”; „Gdy na początku stycznia synowi nagle powiększyły się węzły chłonne w pachwinach, natychmiast zdecydowałam się na lot do Polski. Wylądowaliśmy w Bydgoszczy, znam tam lekarkę, do której sama chodziłam jako dziecko.”, „Brytyjscy interniści to dla mnie banda nieuków”.Polacy w Polsce robią badania profilaktyczne, korzystają z usług dentysty, kardiologa, dermatologa i ginekologa. Polscy lekarze to nie tylko świetni specjaliści, ale też leczenie u nich jest o 60-70 proc. tańsze niż w Anglii. Jak czytamy w jeden z popularnych dzienników wydawanych w Polsce: „Polacy, którzy pracują na Zachodzie legalnie i mają ubezpieczenie, w razie choroby masowo przylatują do kraju. Ich śladem podążają Niemcy, Anglicy, Norwegowie. Wracają zadowoleni i polecają polskich lekarzy sąsiadom”. Redaktor się zastanawia czy: „Polska to (faktycznie taki) medyczny raj. Dlaczego emigranci i cudzoziemcy z Zachodu masowo leczą się u nas?”. Pewnym problem jest na pewno bariera językowa, ale również standard leczenia.
Prywatne leczenie w Wielkiej Brytanii jest kosztowne, ale z drugiej strony, może okazać się konieczne. Szczególnie, gdy mamy rodzinę i małe dzieci, które często chorują, a nasz pracodawca nie zapewnia prywatnej ochrony medycznej. Trudno z każdą chorobą swoją lub członków rodziny latać do Polski.
Rozwiązaniem może się okazać posiadanie prywatnego ubezpieczenia medycznego
Private medical insurance – to ubezpieczenie, które pokrywa koszty leczenia prywatnego i daje jego posiadaczowi dostęp do prywatnych placówek medycznych i lekarzy specjalistów. Unika się w ten sposób korzystania z państowej służby zdrowia, czyli NHS, stresu i czekania w kolejce, jednocześnie mając pewność, że leczenie przeprowadzą w prywatnej placówce medycznej wykwalifikowani specjaliści.Zakres ochrony – ilość placówek i specjalistów do których mamy dostęp, zależy od wyboru zakresu ochrony i od ubezpieczyciela. W zależności od opcji w polisie można wybrać prywatne leczenie lokalnie – czyli tylko na terenie Wielkiej Brytanii, ale również na terenie Europy lub całego świata. Im szerszy dostęp do specjalistów zapewnia polisa i im więcej opcji zawiera, tym jej cena jest wyższa.
Wybierając ubezpieczenie mamy do wyboru również kilkanaście firm ubezpieczeniowych. Aby nie zagubić się w gąszczu ofert i wybrać odpowiednią dla siebie polisę, warto zgłosić się do profesjonalnego doradcy ubezpieczeniowego.
Dowiedz się więcej >>>
© Wszystkie prawa zastrzeżone. Całość jak i żadna część utworów na POLEMI.co.uk, nie może być rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i sposób bez zgody Redakcji POLEMI
ARTYKUŁ SPONSOROWANY
Fot.: Billion Photos / Shutterstock