Wydarzenia, które rozegrały się w Ballymena, wstrząsnęły lokalną społecznością i wywołały ogólnokrajową debatę. Początkowo pokojowy protest w związku z głośną sprawą sądową przerodził się w brutalne zamieszki, które zakończyły się atakami na policję i podpaleniami.
BBC podaje, że wszystko zaczęło się od sprawy sądowej, w której dwóch nastoletków stanęło przed sądem w związku z domniemaną napaścią seksualną na rówieśniczkę. Sprawa poruszyła mieszkańców Ballymena, a w mieście zaczęły pojawiać się emocjonalne komentarze i spekulacje.
Kilka godzin po rozprawie sądowej w centrum miasteczka zebrały się setki ludzi – mężczyzn, kobiet i dzieci. Demonstracja miała spokojny charakter, uczestnicy maszerowali ulicami Larne Street i Queen Street, wyrażając swoje obawy i domagając się sprawiedliwości. Na tym etapie nikt nie spodziewał się nadchodzącego chaosu.
Nagle jednak amaskowane osoby zaczęły rzucać w policję cegłami i innymi przedmiotami, doszło również do podpaleń budynków mieszkalnych. Funkcjonariusze zmuszeni byli do zablokowania ulicy Clonavon Terrace, a jeden z radiowozów został poważnie uszkodzony.
Jim Allister, poseł reprezentujący North Antrim i lider Traditional Unionist Voice, ocenił sytuację jako szokującą i niepotrzebną. Zasugerował też, że tłem dla protestów są zmiany demograficzne wywołane niekontrolowaną imigracją, co wzbudziło falę komentarzy w lokalnych mediach i internecie.
Służby natychmiast wezwały do zachowania spokoju. Nadinspektor Sue Steen zaapelowała do mieszkańców o odpowiedzialne zachowanie, podkreślając, że przemoc jedynie zwiększa zagrożenie dla wszystkich. Mieszkańcom doradzono, by unikali rejonu Clonavon Road, który był centrum nocnych zajść.
Choć pierwotna demonstracja miała na celu wyrażenie troski o bezpieczeństwo lokalnej społeczności, szybko stała się platformą dla głębszych podziałów i frustracji. Mieszanka obaw o przestępczość, niepewność wobec imigracji i rosnące niezadowolenie społeczne stworzyły wybuchową atmosferę.
POLEMI.co.uk
Fot.: Shutterstock