Nowe farmy wiatrowe na wodach południowej Walii i południowo-zachodniej Anglii mają szansę nie tylko odmienić krajobraz energetyczny Wysp, ale też znacząco wpłynąć na przyszłość młodych ludzi i całych regionów. W artykule wyjaśniamy, co niesie ze sobą ten przełomowy projekt, kto na nim zyska i dlaczego warto śledzić jego rozwój – zwłaszcza jako Polak mieszkający w Wielkiej Brytanii.
Jak podaje BBC, brytyjski rząd ogłosił, że rusza realizacja nowatorskich, pływających farm wiatrowych u wybrzeży South West England oraz South Wales. Nowe instalacje mają mieć wysokość sięgającą 300 metrów i będą zbudowane na platformach wielkości boiska piłkarskiego. Po uruchomieniu dostarczą energię dla nawet 4 milionów gospodarstw domowych – to jakby zasilić prawie połowę Londynu samą energią z wiatru.
W dobie zmian klimatycznych i rosnących cen energii odnawialne źródła stają się nie luksusem, a koniecznością. Pływające farmy wiatrowe są znacznie bardziej elastyczne niż klasyczne turbiny – można je instalować dalej od brzegu, nie ingerują w krajobraz, a jednocześnie lepiej wykorzystują siłę wiatru na otwartym morzu. To ogromny krok w stronę uniezależnienia się od paliw kopalnych.
Zgodnie z zapowiedziami, projekt ma przyczynić się do powstania nawet 5000 nowych miejsc pracy. Port Talbot i Bristol będą pełnić funkcję centrów montażowych, a zyskają też mniejsze miejscowości w regionach nadmorskich. Część stanowisk ma być przeznaczona dla młodych ludzi bez wykształcenia czy doświadczenia zawodowego. To ogromna szansa na nowy start – również dla Polaków mieszkających w tych okolicach.
Za projekt odpowiadają takie firmy jak Equinor i Gwynt Glas (wspólne przedsięwzięcie EDF Renewables UK i ESB), które działają we współpracy z Crown Estate – instytucją zarządzającą dnem morskim wokół Anglii, Walii i Irlandii Północnej. Crown Estate inwestuje w rozwój sektora offshore aż 400 milionów funtów. Zyski z tej działalności trafiają do brytyjskiego budżetu – a pośrednio do finansowania m.in. rodziny królewskiej przez tzw. Sovereign Grant.
Choć projekt budzi entuzjazm, pojawiają się też głosy niezadowolenia. W Walii część polityków zwraca uwagę, że większość zysków trafi do budżetu centralnego, a nie bezpośrednio do regionów, które oddają swoje zasoby naturalne. Niemniej jednak lokalne władze deklarują gotowość do współpracy z inwestorami, by jak najwięcej wartości – w tym pracy i inwestycji – pozostało w regionie.
Obok oczywistego wpływu na ceny energii (które w dłuższej perspektywie mogą spaść), projekt ten ma szansę ożywić lokalne gospodarki i stworzyć nowe ścieżki rozwoju zawodowego – zarówno w technice, jak i logistyce, budownictwie czy IT. Dla polskich rodzin mieszkających w południowej Anglii czy Walii to szansa na stabilne zatrudnienie, szkolenia zawodowe i lepszą przyszłość dla dzieci.
Choć pierwsze turbiny mają być gotowe dopiero w latach 30., już teraz mówi się o tym, że projekt będzie miał wpływ na kolejne pokolenia. Eksperci podkreślają, że uczniowie szkół średnich z dziś mogą być inżynierami czy technikami w momencie uruchomienia farm.
POLEMI.co.uk
Fot.: Martin Brazill / Shutterstock