W Wielkiej Brytanii znów rozgorzała debata na temat relacji z Unią Europejską. Partia Pracy zapowiada dążenie do stałego porozumienia w zakresie importu i eksportu żywności, co – wg zwolenników – ma usprawnić handel i obniżyć ceny, ale zdaniem krytyków grozi powrotem pod dyktat Brukseli. Spór dotyka nie tylko rynku spożywczego, lecz także wrażliwego tematu rybołówstwa.
Jak podają brytyjskie media, rząd ogłosił, że w ciągu najbliższych 18 miesięcy chce wynegocjować stałe porozumienie z Unią Europejską dotyczące dostaw owoców i warzyw. Obecnie obowiązuje tymczasowe rozwiązanie, które znosi kontrole graniczne m.in. na pomidory, winogrona i papryki. Dzięki temu ciężarówki mogą swobodnie wjeżdżać do Wielkiej Brytanii bez dodatkowych opłat i dokumentacji.
Tymczasowy układ ma jednak termin ważności – wygasa w styczniu 2027 roku. Dlatego Partia Pracy proponuje zastąpienie go długoterminowym mechanizmem, który zapewni stabilność dostaw. Zdaniem Nicka Thomasa-Symondsa, ministra w urzędzie rządowym zajmującym się m.in. koordynacją polityki i relacji z innymi instytucjami, porozumienie z UE przyczyni się do wzrostu gospodarczego i obniży ceny na półkach sklepowych.
POZYCJA - reklama7
Propozycja ta wywołała natychmiastową reakcję opozycji. Konserwatyści przekonują, że takie rozwiązanie oznacza powrót Wielkiej Brytanii do podporządkowania się zasadom ustalanym przez Brukselę. Wg nich kraj, który opuścił Unię, by być niezależnym w stanowieniu prawa, ponownie stanie się państwem przyjmującym regulacje zamiast je współtworzyć.
Była minister spraw zagranicznych, Priti Patel, ostro skrytykowała plany rządu, określając je jako zdradę decyzji podjętej w referendum w 2016 roku. Patel oskarżyła Keira Starmera o oddawanie brytyjskich interesów i narażanie tradycyjnych społeczności rybackich na kolejne ustępstwa wobec Brukseli.
Sprawa rybołówstwa powraca szczególnie mocno, ponieważ obecne ustalenia dotyczące dostępu unijnych kutrów do brytyjskich wód wygasają w 2026 roku. Negocjacje w tej sprawie miały się rozpocząć od nowa, jednak Francja naciska, aby dostęp jej rybaków do łowisk został przedłużony na stałe, bez corocznych rozmów.
Krytycy podkreślają, że jeśli taki scenariusz się ziści, Wielka Brytania straci jedną z najważniejszych kart przetargowych, które uzyskała w wyniku Brexitu. Zamiast elastycznych negocjacji rok po roku, Londyn mógłby być związany długofalowym zobowiązaniem, ograniczającym możliwości ochrony własnego sektora rybołówstwa.
Kontrowersje nasiliły się również po wypowiedzi Kaji Kallas, szefowej unijnej dyplomacji, która stwierdziła, że spór o ryby jest w zasadzie zakończony. Komentarz ten odebrano na Wyspach jako sygnał, że Bruksela uznaje sprawę za rozstrzygniętą na swoją korzyść, co spotkało się z ostrą krytyką ze strony przeciwników bliższej współpracy z UE.
Gabinet premiera Wielkiej Brytanii unika jednoznacznych deklaracji. Rzecznicy rządu informowali jedynie, że rozmowy trwają, nie potwierdzając doniesień o ewentualnym ustępstwie wobec Brukseli. Taka postawa tylko podsyciła obawy, że Wielka Brytania może niebawem zgodzić się na szersze otwarcie swoich wód dla unijnych trawlerów.
Zwolennicy porozumienia twierdzą jednak, że bez stabilnego dostępu do europejskich produktów spożywczych brytyjscy konsumenci zapłacą więcej, a półki sklepowe będą świecić pustkami w sezonie zimowym. Ich zdaniem współpraca z UE w tej dziedzinie jest pragmatycznym rozwiązaniem, które poprawi codzienne życie mieszkańców.
POZYCJA - reklama7a
Przeciwnicy z kolei widzą w tych planach ryzyko powrotu do Unii Europejskiej. Podkreślają, że zamiast wzmacniać niezależność gospodarczą, Wielka Brytania ponownie zacznie dostosowywać się do unijnych reguł. W ich opinii to krok wstecz wobec decyzji, jaką Brytyjczycy podjęli niemal dekadę temu, głosując za Brexitem.
Linki sponsorowane
Fot.: photowalking / Shutterstock