Wybiera się ktoś na koncert, który ma się odbyć 23 kwietnia w Glasgow?.
To może być prawdziwa gratka, dawno już na żadnym dobrym koncercie nie byłem. Chłopaki z Halifaxu są jednak znakomici na scenie i jeszcze nigdy się na nich nie zawiodłem ani nie znam takiej osoby. Same superlatywy
Re: Paradise Lost, Glasgow 12 lat(a), 6 mies. temu
23 kwietnia. Ulice Glasgow, największej metropolii Szkocji, puste. Śmieci, porozrzucane tekturowe kubki po fast-foodach, przemykające kłęby dymu i kurzu. Może to za sprawą narodowego poniedziałkowego święta tylko niezliczne postaci odbijają się od budynków. Strzelistych, na stromych wzgórzach niczym z filmów lat siedemdziesiątych, gdzie nie trudno wyobraźić sobie pościgi i fruwające samochody. Budynki zza których nieśmiało wygląda słońce nadające atmosferze coś na kształt Ulicy Krokodyli Schulza. Promyk nadzieji, spokoju i tej niepowtarzalnej mistyki.
Obraz jak z planu filmowego kontynuacji 28 dni, tygodni czy lat. Horroru, gore o zombie i o utraconym człowieczeństwie. Jednak nie. Statystów zastepują żywe twarze, taksówkarze popijający kawę, agenci korporacyjni przeżuwający swoje posiłki lub wędrowni poszukiwacze popijący herbatę. W końcu, u szczytu wędrówki, na najwyższym punkcie Vincent Street, dochodzimy do kamiennicy. Przed nią mroczna brać, w każdym wieku. Emo-białe wymalowane twarze, długowłosi bojownicy, wytatuowane kobiety i czterdziestoletni metale w skórach i t-shirt'ach ich idoli. King Tuts Wah Wah Hut. Jedna z najlepszych scen Glasgowiańskiej sceny. Sceny koncertowej. Mała, kameralna i garażowa. Jednak to tam, tego dnia, rycerze z Halifaxu, Nottingham Shire zdecydowali się zaprezentować swój repertuar. Paradisie Lost. Zawsze dbali o swoich słuchaczy. Każda płyta inna, każda dojrzała. Nawet krążek Host, który raczej podzielił niż zrzeszył brać jest płytą z której oni są dumni.
Za nim jednak na scenie zagościli królowie, grają jeszcze dwie kapele. Vreid, którego nie udało mi się usłyszeć oraz Insomnium. Finowie, którzy nie grają po fińsku, tylko w sposób szwedzki. Ostry, melodyjny, romantyczny. Robią to po mistrzowsku. Czuć wpływ takich gwiazd melodyjnego blacku jak Dark Tranquality choćby. I nie, nie jest to pomyłka. Okazuje się, że na ich koncertach w przeszłości gościł Mikeal Stenne, twórca i frontman wspomnianego DT oraz pierwszy wokalista In Flames. Czyli dwóch potęg z Goeteborga.
Wracając do głównego dania. Paradisi, również dziś czterdziestolatki wyglądają tak jakby się ich czas nie trzymał. Za sprawą pewno ducha i pasji jaką wkładają w twórczość. Znakomity i doświadczony Nick Holmes jest jednak stremowany. To oznacza tylko jedno. Zależy mu.
Grają utwóry stare ale i klaszyczne, takie jak As I Die, One Second czy Erase. Grają też utwory z najnowszego krażka, Tragic Idol. Każdy inny, a zarazem czuć tam ich. Czuć potęge ich czaru. Ta płyta, moim zdaniem, mimo że mieli już dojrzałe w przesłaniu materiału, jest najlepsza od czasów One Second. Jest po prostu materiałem, którego nikt, nawet niesłuchający metalu czy rocka gentelmen czy filigramowa blondynka nie powinni się powstydzić na półce.
Grają około godziny. Niestety ostatni autobus jest za kilka minut więc omija nas bis. Szkoda ale takie uroki. Dla takich chwil chciałbym mieszkać w Glasgow, choć nie lubię dużych miast, zgiełku i miliona opcji komunikacji miejskiej. Było warto a Wy pędzcie do sklepu kupić Tragic Idol. Nie pożałujecie.
-------------------
Ophin
Ostatnio zmieniany: 2012/05/03 13:22 Przez .
Administrator wyłączył możliwość wysyłania postów przez anonimowych użytkowników.