Włamania, rabunki i pobicia, czyli finał zawierania znajomości na polonijnych portalach randkowych |
Utworzony: czwartek, 12 maja 2011 21:34 |
Portale społecznościowe nie wszystkim użytkownikom służą do szlachetnych celów. Włamania, rabunki, pobicia, wyłudzenia... oto, czym może się skończyć zawieranie znajomości na polonijnych portalach randkowych
r e k l a m a
Zobacz także: Marek T. emerytowany inżynier, mieszka we własnym domu na Putney. Miał sporo czasu i umierał z nudów, więc założył sobie internet, żeby ową nudę zabić. Znalazł w nim całe mnóstwo samotnych kobiet - do wyboru, do koloru. Któregoś dnia, wśród ofert wypatrzył młodą kobietę, wieku 29 lat (przynajmniej taki wiek podawała w swoim profilu). Uroda nie rzucająca na kolana - jak stwierdził pan Marek - ale twarz miła, budząca zaufanie. Większość pań, użytkowniczek takich portali pisząc o sobie, informuje co lubi, czego nie lubi, jakiego mężczyzny szuka, czego oczekuje, ile waży, ile mierzy, czy ma dzieci, czy nie i takie tam. Pan Marek pewnie by pominął taką „młódkę”, która na dobrą sprawę mogłaby być jego wnuczką, ale zwrócił uwagę na fakt, że owa kobieta zamiast wychwalać swoje zalety napisała, że jest w okropnej sytuacji materialnej i desperacko poszukuje pracy, wręcz błaga. Pan Marek przypomniał sobie, że już gdzieś tę twarz widział. Pogrzebał w pamięci i już wiedział - ta kobieta pojawiła się na portalu jakieś pół roku temu. Zapamiętał ją właśnie dlatego, że jej anons nie zawierał żadnego opisu, tylko prośbę o pracę. Tyle, że nie tak dramatyczną, jak późniejsza. Zdziwiło go też, że szuka ona pracy tu, a nie na portalach do tego przeznaczonych. Już miał kliknąć na następną fotkę, kiedy rozejrzał się wokoło i uznał, że w jego domu jednak brakuje kobiecej ręki, bo on sprzątania przecież nienawidzi. Napisał do niej, podał numer telefonu. Oddzwoniła już po chwili. Powiedział jej, co i jak, zaprosił do siebie, ale rozmówczyni poinformowała go, że nie ma nawet na bilet. Pan T. zwątpił, ale kobieta powiedziała, że się postara gdzieś zdobyć pięć funtów. Zdobyła. Sprawiała wrażenie wystraszonej. T. poczęstował ją kawą z ciastkami, a później pani wzięła się do pracy. „Średnio jej to szło. Ale i tak lepiej niż mnie” - mówi pan Marek. Po miesiącu nabrał zaufania i pokazał jej, jak koduje się alarm, tak żeby mogła pracować pod jego nieobecność. Przez kolejne dwa tygodnie było wszystko jak trzeba, ale później już nie. To się stało w dniu, w którym pojechał do dentysty. Nie był pewien, czy wróci w ciągu dwóch godzin, więc wypłacił kobiecie dniówkę. Wrócił po trzech. Kobiety już nie było, ale nie tylko jej. Pierwsze, co rzuciło mu się w oczy, to brak plazmy, którą kupił specjalnie po to, żeby obejrzeć beatyfikację. Zniknął też wysokiej jakości sprzęt audio. Z pokoju obok wyparował komputer, monitor (wraz z „dizajnerskim” biurkiem), laptop, dwa aparaty fotograficzne, w tym droga lustrzanka, kamera cyfrowa, zegarek, który pan T. dostał z firmy, jak odchodził na emeryturę. Policja oczywiście była i pobrała nawet jakieś odciski. Sąsiedzi nie widzieli prawie nic, poza białym „dostawczakiem”, do którego, dwaj mężczyźni coś wnosili. O dokładne rysopisy trudno było się doprosić, bo mieli kaptury na głowach. Nikogo to nie zastanowiło, bo kapturki są modne i zakłada się je, czy słońce, czy deszcz. Pan Marek musiał przynieść z garażu stary komputer. Odpalił, podłączył, napisał wiadomość do administratora portalu, o tym, co go spotkało. Rozesłał, też informacje do kilkunastu użytkowników - panów mniej więcej w swoim wieku. Zgłosiło się trzech, ci przekazali innym i okazało się, że takich jak on jest czternastu. Z tego dziewięciu załatwiła ta sama kobieta, a pięciu pani z innego portalu. Okradziono i ich w podobny sposób, a było łatwiej, bo nie mieli alarmu. Jeden z randkowiczów został nawet podbity we własnym mieszkaniu, w którym miał nie być - wybierał się w odwiedziny do córki, ale ta odwołała zaproszenie w ostatniej chwili. Pan Marek, ani pozostali seniorzy, choć o swoich przygodach poinformowali policję, nie mają raczej co liczyć na odzyskanie mienia i ukaranie sprawców. Od policjantów wiedzą, że do takich przestępstw w skali tylko jednego roku, w samej tylko Wielkiej Brytanii jest kilkadziesiąt tysięcy. To tylko szacunki, bo wiele osób nie zgłasza, że padło ofiarą „randkowych gangów”. Jedyną bronią pozostaje więc zdrowy rozsądek. Janusz Młynarski, The Polish Observer Dołącz do POLEMI na facebooku i BĄDŹ NA BIEŻĄCO! |
PerfectBodyShape.co.uk - Suplementy diety UK (Oferta specjalna) PerfectBodyShape.co.uk to sklep interentowy w Wielkiej Brytanii,... |