Polska pogrążyła się w głębokim smutku! Polacy żegnają IKONĘ sportu! |
Utworzony: środa, 20 kwietnia 2022 19:43 |
Z Polski płyną dziś smutne wiadomości o śmierci polskiej wielokrotnej medalistki i olimpijki. Polacy żegnają sportową ikonę.
r e k l a m a
Polskie media informują o odejściu Erwiny Ryś-Ferens, wybitnej polskiej łyżwiarki, panczenistki, medalistki mistrzostw Europy, mistrzostw świata i olimpijki. Sportsmenka zmarła dzisiaj, 20 kwietnia, po ciężkiej chorobie, w wieku 67 lat.
Informację o odejściu Polki podał Polski Związek Łyżwiarstwa Szybkiego. Ryś-Ferens zawdzięczamy 50 rekordów krajowych w łyżwiarstwie szybkim. Łyżwiarka zdobyła 83 tytuły mistrzyni Polski. Cztery razy startowała na Olimpiadzie (w 1976 roku w Innsbrucku, w 1980 w Lake Placid, w 1984 w Sarajewie, w 1988 w Calgary) kilkakrotnie zajmując miejsca w czołowej dziesiątce (najwyższe miejsce – 5.). Trzykrotnie zdobywała brązowe medale mistrzostw świata: w 1978 i 1985 w wieloboju sprinterskim oraz w 1988 w wieloboju. W 2020 roku panczenistka zachorowała na nowotwór kości. Pod koniec 2020 roku zaczęła poruszać się na wózku. Dzieci sportsmenki zorganizowały wtedy zbiórkę na leczenie. Syn Jan Filip Ferens tak apelował o wsparcie: „Nasza mama wielokrotnie udowadniała na torze jaka wielką ma wolę walki, tak samo teraz nie poddaje się i walczy z rakiem. Rak kości odebrał jej to, na czym swoja karierę zbudowała, silne nogi. (...) Tak jak kiedyś mama dawała z siebie wszystko dla Polski teraz ona potrzebuje pomocy, aby umożliwić jej codzienne funkcjonowanie (...)”. W rozmowie z Onetem sportsmenka wyznała kiedyś, że „sama na siebie sprowadziła ten los”, ponieważ przez całe lata „katowała swoje ciało”. W wywiadzie z Dariuszem Faronem powiedziała: „Kiedyś nie było takiej świadomości jak dzisiaj. Myślałam, że im więcej będę trenować, tym większy sukces osiągnę. Nie zatrzymywałam się. Treningi, jedzenie, sen - tak wyglądał mój świat. Nie było nikogo, kto podpowiedziałby, że czasem warto przystopować. Wręcz przeciwnie - trenerzy zachęcali do jeszcze cięższej pracy. Gdy na chwilę zwalniałam, od razu słyszałam krzyk. Po treningach padałam na twarz ze zmęczenia. A potem odpoczynek, sauna, masaż i znowu do roboty. Mnie samej nigdy nie zapaliła się czerwona lampka. Dopiero teraz widzę, do czego doprowadziłam. Organizm w końcu się zbuntował. Zresztą cierpiało nie tylko ciało, ale też głowa”. Victoria Kozaczkiewicz / POLEMI.co.uk Fot.: / Shutterstock © Wszystkie prawa zastrzeżone. Całość jak i żadna część utworów na POLEMI.co.uk, nie może być rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i sposób bez zgody Redakcji POLEMI. |
|
|
|
|
|
|
|
|