Bezdomność na emigracji - ciemna strona raju |
Bezdomność, to ciemna strona polskiej emigracji w UK. To środowisko ludzi, którzy przegrali walkę z życiem, często na własne życzenie, ale bywa, że z powodów od nich niezależnych dołączyli do grona wyklętych - ludzi bezdomnych.
r e k l a m a
Zobacz także: Ludzie bezdomni to często osoby osamotnione w swoich działaniach, taką postacią jest bohater wspomnianej wyżej powieści - dr Tomasz Judym, człowiek osamotniony w swojej pomocy biednym, postać tragiczna, ale na swój sposób romantyczna. Dlaczego o tym wspominam? Ponieważ jest to doskonały wstęp do historii pewnego człowieka, którą poniżej przedstawię. Piątkowe przedpołudnie, siedzę w jednej z kawiarni, czekając na swojego rozmówce. Po chwili zjawia się Mariusz. To typ człowieka ciągle zabieganego, który bez przerwy gdzieś się śpieszy. Udaje mi się jednak namówić go na dłuższą rozmowę. Opowiada jak zaczął pomagać bezdomnym, biednym, wszystkim potrzebującym pomocy Polakom w UK, jak stał się doktorem Judymem polskiej emigracji. Wszystko zaczęło się blisko trzy lata temu, wtedy rozpoczęła się ta niekończąca się walka z ludzką biedą. W czasach kiedy wielu z nas chodzi do kościoła ze zwykłego przyzwyczajenia, z dobrego wychowania, a jedynym bogiem jest banknot NBP, lub funt szterling, ciężko znaleźć takich pozytywnych ,,dziwaków’’, a jeszcze ciężej zrozumieć dlaczego to robią. - Moja działalność nie wzięła się z powietrza, od zawsze irytowała mnie krzywda ludzka i pewnie moje doświadczenia życiowe sprawiły, że jestem tu, gdzie jestem – mówi mój rozmówca. Pierwszy raz ze zjawiskiem emigracji zetknął się podczas wakacyjnego wyjazdu do Holandii, gdzie chciał zarobić na studia. Wtedy podróż w celach zarobkowych wydawała mu się najlepszym wyjściem. - W domu ciągle trwały kłótnie z rodzicami, z którymi - jak sam przyznaje, nigdy nie miał najlepszych stosunków: - To wynikało chyba z różnicy wieku, moi rodzice tak na prawdę mogliby być moimi dziadkami, nie mogłem się z nimi dogadać. W Holandii pracował jako opiekun do dzieci i mieszkał u holenderskiej rodziny w pokoju „garażowym”, bez okien. Jak mówi - bardziej przypominało to celę niż pokój. Po tym jak nasz bohater zaczął upominać się o swoje prawa, odwieziono go na dworzec i wsadzono w autobus powrotny do Polski. Tak skończyła się jego pierwsza przygoda emigracyjna. Wrócił do Polski z 30 zł w kieszeni, ale do domu wrócić nie zamierzał - wolał ulicę niż ciągłe kłótnie z rodziną. Nie chciał słuchać utyskiwań w rodzaju: „znów ci nie wyszło”, „jesteś nieudacznikiem. Można powiedzieć, że przypadł mu w udziale los, który najlepiej określają słowa ,, jedna historia tysiące ulic i serc’’. I tak właśnie Mariusz przeszedł na drugą stronę barykady, wkroczył do świata, z którego wielu już nigdy nie wróciło. - Jadłem i spałem gdzie popadło - na ulicy, w samochodach znajomych. To był naprawdę bardzo ciężki okres w moim życiu. Pewnego dnia, po miesiącach które spędził na ulicy, koleżanka powiedziała mu, że znalazła ogłoszenie o pracy w Anglii, w charakterze „social care worker”. Nie mając nic do stracenia Mariusz udał się na rozmowę kwalifikacyjną i dostał tę pracę. Wykupiono mu bilet na przelot do Anglii i tak trafił do miasta Windsor. Zanim przyjechał do Reading mieszkał w Dublinie, Londynie, Oksfordzie. - Kiedy trafiłem na Reading Stadion nie znałem tu nikogo, nie wiedziałem gdzie iść. Było ciężko, ale po jakimś czasie znalazłem pracę, również jako social worker. I powoli zacząłem wychodzić na prostą. Wtedy też zaczęły się pierwsze próby pomocy. Oczywiście to były pojedyncze przypadki, np. ktoś potrzebował pomocy w banku, ktoś chciał zapisać dzieci do angielskiej szkoły, ale nie wiedział jak i gdzie. Z czasem chętnych było coraz więcej, więc musiałem wybrać: albo praca, albo pomaganie. Wybrałem to drugie. Dziś zarabia tyle, żeby wystarczyło na życie. Jedyne źródło utrzymania to prowadzenie imprez w polskim pubie. Jak sam przyznaje stara się pomóc tylu osobom, ilu może, ale często to wszystko go przerasta: - Popełniam błędy i choć pomogłem wielu osobom, to są i tacy, którzy uważają, że wyrządziłem im krzywdę. Zdarza się, że dostaję sms-y lub e-maile, że źle pomagam, że wykorzystuję moją działalność do własnych celów, a ja przecież mam 29 lat, jestem tu już długo i nie mam ani grosza oszczędności. Czy można to nazwać korzyścią? Mariusz, przyznaje, że popełnił wiele błędów pomagając innym, ale jak wszystkiego, tak i pomagania trzeba się nauczyć. - I ja ciągle nabieram doświadczenia. Ostatnio pewna kobieta zarzuciła mi, że przechwalam się tym, że jej pomagam i w ogóle jaki to ja świetny jestem. A ja po prostu opowiadałem naszemu wspólnemu znajomemu o tym, co teraz robię. Nie sądziłem, że mogę wyrządzić komuś krzywdę mówiąc otwarcie o jego problemach. Jak widać pomoc innym to trudne i niewdzięczne zajęcie, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto powie, że źle, że za mało. Mariusz zrezygnował z normalnego życia na rzecz innych, nie oczekując za to żadnej zapłaty. - Wystarczy jak ktoś poda pomocną rękę innej osobie, a wtedy ja będę miał mniej pracy – śmieje się. „Judym z Reading” prowadzi swoją działalność siedem dni w tygodniu. Ma do czynienia z różnymi ludźmi. Tych, którym pomaga można podzielić na dwie grupy: osoby nie znające języka angielskiego oraz bezdomni. Pomaganie bezdomnym, a co za tym idzie, często narkomanom, alkoholikom, to zajęcie czasochłonne i stresujące, nierzadko ma charakter syzyfowych prac. Kiedy po raz kolejny oddajesz kogoś na detoks, bo nie wytrzymał i wrócił do nałogu czy do narkotyków, czy alkoholu. Często jest tak że dajesz komuś pieniądze na zapłacenie rachunków i życie, a on wydaje je na używki. - Krew mi się wtedy gotuje, ale nigdy nie skreślam nikogo, jestem często ostatnią osoba, która wierzy w takiego straceńca. Musimy pamiętać, że dla wielu ludzi bezdomność jest jak wyrok śmierci, ulica to nic innego jak „komora śmierci”, a ludzie pokroju Mariusza, starając się wyrwać kogoś z nałogu, z bezdomności, dając im prace, oddając na odwyk, przypominają adwokata, który odwołuje się od wyroku, który już zapadł, którego odwiesić się nie da, który - poprzez różne zabiegi - można jedynie przesunąć w czasie. Michał Bugajski www.thepolishobserver.co.uk |
TONIO MIĘDZYNARODOWE PRZEKAZY PIENIĘŻNE TONIO - Przekazy pieniężne z Wielkiej Brytanii do Polski i z... |