Zupełnie oddzielny artykuł: O misiu, emigracji, butelce piwa i Monte Cassino |
Bezsprzecznie to pokolenie ogłosiło emigrację, a tak zwana 'druga fala' już dawno zaczęła zalewać wybrzeża brytyjskiego społeczeństwa. Za pracą, łatwiejszym chlebem, lepszym standardem życia, w końcu za spokojem - raczej z wygody niźli z przymusu.
r e k l a m a
Zobacz także: A był to 8 kwietnia 1942, kiedy to 2 Kompania Transportowa przemianowana później na 22 Kampanię Zaopatrzenia Artylerii w II Korpusie Armii gen. Andersa stacjonowała nieopodal Góry Elbrus w północnym Iranie. W tym piekielnie gorącym – jak na Iran przystało – dniu, Irena Borkiewicz wraz z kolegami spotkała grupkę perskich chłopców niosących wierzgające zawiniątko. Dla niej okazało się małym syryjskim niedźwiedziem brunatnym, dla chłopców pozostając jedynie dobrym interesem. Do dziś ciężko stwierdzić, co przechyliło los niedźwiadka. Tak jak polscy żołnierze, którzy potracili rodziny w łagrach, zwierzę było sierotą na łasce obcych, nie tylko gatunkowo, istot. Irena wciąż ze wzruszeniem wspomina jak wzięła na ręce młode stworzenie potrzebujące ciepła i matczynej opieki, o której dwudziestoletnia ledwie dziewczyna miała się dopiero sporo dowiedzieć. „Oczywiście byłam zauroczona pięknym niedźwiadkiem, w końcu sama byłam jeszcze bardzo młoda. Bardzo go polubiłam, głaskałam po futerku cały czas mocno go trzymając. Musiał jakoś poczuć, że go lubiłam, to musiało coś dla niego znaczyć – odczuwał wszystko prawie jak człowiek.” - po latach wspomina. Oczywiście sprzedanie niedźwiadka do cyrku w żadną grę nie wchodziło, jak to wcześniej planowali perscy młodzieńcy. Por. Anatol Tarnowiecki kupił misia w worku za garść tumanów [druga waluta irańska ok. 10 riali –przyp.] oraz kilka puszek z wołowiną, o żadnym kocie w środku nie mogło być mowy – o czym dobitnie pokazuje dalsza historia tego niesamowitego zwierzęcia. Jakże nietypowy był to prezent okazało się dość szybko, kiedy to niedźwiadek zamiast spać grzecznie w dziewczęcym namiocie urządzał sobie wycieczki po głowach współlokatorek – w końcu niesforny współlokator to częsta przypadłość na emigracji. A z takimi problemami zaradne Polki (niekoniecznie tylko na emigracji) potrafią sobie radzić doskonale. O tym szybko przekonał się gen. Boruta – Piechowicz, któremu Irena postanowiła, przy najbliższej okazji, sprezentować niesfornego niedźwiadka trudząc się przy tym nie bardziej niż panowie z nad Wisły szukający okazji do świętowania – miś zatem pod opieką generała znalazł się natychmiastowo. Generał postanowił o przeniesieniu niedźwiadka do koszar oficerskich i w taki oto sposób zaczęła się 5cio letnia kariera syryjskiego niedźwiedzia brunatnego w szeregach Armii gen. Andersa. Oficjalnym opiekunem niedźwiadka został Piotr Pędzysz, który nadał zwierzęciu imię Wojciech oznaczające wojaka przynoszącego pociechę lub wojownika, któremu walka sprawia radość. I trzeba przyznać, że dobrał imię idealnie. Wojtek z miejsca stał się maskotką żołnierzy 22 KZA, którzy karmili go skondensowanym mlekiem z butelki po wódce, smoczek prowizorycznie kręcąc ze szmat. Nie trudno sobie wyobrazić jak kojąco młody niedźwiadek działał na niespokojne serca bijące w ciałach polskich żołnierzy. Żołnierzy z dala od ojczyzny, bez rodzin, bez jasno wytyczonych planów na przyszłość, a nawet bez niej samej jawiącej się w barwach o choćby znikomym natężeniu jasności. Oni sami szybko zaczęli nazywać go „nadzieją na czterech łapach”, z którą solidaryzowali się w doli jaką zgotowała, im ekstremalnie agresywna polityka państw ościennych, jemu głupota i chciwość ludzka, zmaterializowana w postaci kłusowników ubijających jego matkę. Wojtek rozwijał się wzorowo, jego posturze nie sposób było czegokolwiek zarzucić – wyrósł na potężnego niedźwiedzia. I o ile o jego warunki fizyczne dbał kucharz polowy to już usposobienie zawdzięcza obcowaniu z narodem, który uwielbia krzyczeć „na zdrowie”. Wojciech Narębski, który po raz pierwszy spotkał Wojtka w obozie Gedera w listopadzie 1943 r. doskonale pamięta jak wiele czasu żołnierze polscy poświęcali zwierzęciu uprawiając z nim zapasy, czasem w nierównych siłach 4 na 1, wyprowadzając na spacery, czyszcząc futro czy po prostu rozmawiając z nim. Ciężko tu o obiektywną ocenę, ale każdy żołnierz, który dłużej obcował z Wojtkiem opowiadał o jego niespotykanym usposobieniu i niezwykłym charakterze, który kazał traktować go jako rozumną, inteligentną istotę równorzędną, nie zaś jako oswojone, wytresowane zwierze. Bowiem Wojtka nigdy nie tresowali, ich relacje nie opierały się na zasadzie „pan – sługa” lecz „przyjaciel – przyjaciel”, był po prostu jednym z nich – żołnierzem. Jak oni jeździł ciężarówką i to w dodatku w szoferce, pełnił z nimi warty, brał udział w porannych apelach czy w końcu pomagał przy pracach załadunkowych. Nie obce mu były papierosy, które uwielbiał wcinać, jednak tylko te palące się, zaś gdy w nocy złapał arabskiego złodzieja buszującego po kuchni (co Wojtek w niej robił o tak później porze do dziś nie ustalono) w nagrodę dostał puszkę piwa – napoju, który z miejsca pokochał. Przy tak niespotykanej materii, jaką jest niedźwiedź w wojsku, historie i anegdoty piszą się same. Irena Sawka z Pomocniczej Kompani Transportowej wspomina jak spotkała rocznego, jednak już bardzo dobrze zbudowanego niedźwiadka. To właśnie z tym misiem, który wcześniej pokradł im porozwieszaną bieliznę („Prawdziwy Polak” – śmiali się koledzy z kompani), dziewczęta postanowiły zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie. Wojtek uwielbiał ludzi, żołnierzy – zwłaszcza Polaków, bo ten język, podobno, doskonale rozumiał. Nie gardził jednak językiem włoskim, a raczej posługującymi się nim Włoszkami, kiedy to już w Europie wybrał się na samowolkę, na plażę gdzie wzbudził ogromny popłoch wśród urodziwych miejscowych dziewcząt. Te po oswojeniu się z myślą o nieszkodliwości zwierzęcia same stwierdziły, że faktycznie prawdziwy z niego dżentelmen - znów padło kilka słów o polskich korzeniach Wojciecha. Wcześniej jednak, jeszcze na Bliskim Wschodzie miał Wojtek problemy. Po okresie przygotowawczo - zaopatrzeniowym, w końcu postanowiono o przeniesieniu polskiego regimentu na linię frontu. 13 lutego 1944 r. w Aleksandrii w Egipcie 22 KZA miała stawić się na pokładzie Batorego płynącego do Włoch. Problem polegał na absolutnym zakazie przewozu jakichkolwiek zwierząt. Chwilowym rozwiązaniem okazało się wpisanie Wojtka na listę ewidencyjną jako kaprala. Atmosfera zgęstniała, kiedy Archibald Brown – Kurier Generała Montgomeryego chciał osobiście odprawić każdego z żołnierzy. Posłano po Wojtka. „Dlaczego kpr. Wojtek był taki uparty i nie chciał się przede mną wstawić?” – nie rozumiał. „Dwóch ludzi poszło, by go przyprowadzić. Patrzyłem akurat na porucznika, którego twarz stawała się coraz bardziej blada, tak samo twarz jego adiutanta sierżanta, pomyślałem Boże, co się dzieje. Odwróciłem się i zobaczyłem wyprężonego dumnie Wojtka. To był naprawdę wspaniały widok. Naprawdę wspaniały.” Krystyna Ivell [kuratorka wystawy poświeconej Wojtkowi – przyp.] opowiada, że konieczna była interwencja w dowództwie w Kairze w sprawie pozwolenia wejścia na pokład kpr. Wojtka. Pozwolenie uzyskano, dzięki czemu sam gen. Anders mianował Wojtka – tym razem już oficjalnie, z książeczką wojskową – kapralem, przyznając mu żołd w postaci 2 posiłków dziennie, paczki papierosów i garści łakoci. Od tego dnia Wojtek został oficjalnym żołnierzem 22 Kompani Zaopatrzenia Artylerii, której symbolem stał się właśnie on – Niedźwiedź. „Dla nas, wejść na statek, pod polska banderą, przy dźwiękach polskiego hymnu narodowego, granego na naszą cześć było wielkim wzruszeniem” – Wojciech Narębski. Wojtek pełnił honory wprowadzającego kompanię na pokład. Pierwsza interwencja 22 KZA wpisała się na karty historii dwojako. 22 KZA wchodziła w skład II Korpusu Polskiego, który był trzonem 4 natarcia na klasztor Monte Cassino. Nie jest żadną tajemnicą, że Monte Cassino było strategicznym punktem, zdobycie, którego umożliwiało dalszą ekspansję Aliantów na Rzym. Przez to właśnie Niemcy stworzyli na owym wzniesieniu fortecę – wydawałoby się – nie do zdobycia, pełną moździerzy, stanowisk artylerii i bunkrów, których nie był w stanie zniszczyć 3 godzinny ostrzał z 1060 dział. Trzy kolejne natarcia nie dawały żadnych rezultatów. Po czwartym – polskim – nad Monte Cassino łopotała na niespokojnym wietrze biało-czerwona flaga. Był tam również i Wojtek. Razem z kolegami z kampanii pomagał w załadunku i rozładunku. Kiedy 22 KZA pojawiała się na miejscu nie było czasu na tłumaczenia. Zdumienie Aliantów widzących krzątającego się pomiędzy Polakami niedźwiedzia było wręcz ogromne. Spotkać się można z najróżniejszymi historiami, nawet z takimi jakoby Wojtek po dostarczeniu pocisków wspinał się na drzewa patrząc czy strzelec celnie trafia w strategiczne punkty. To właśnie pod Monte Cassino Wojtek dał się poznać jako niedźwiedź z pociskiem w łapach, który to wizerunek już na zawsze stał się symbolem, na ciężarówkach, mundurach i proporcach 22 KZA. Po Monte Cassino II Korpus Polski wraz z Wojtkiem samodzielnie zdobył port Ancona, przełamał silnie ufortyfikowaną Linię Gotów oraz stoczył ciężkie walki w Apeninie Emiliańskim. Po tych ciężkich bojach przyszło zwycięstwo. Europa była wolna – Polska niekoniecznie. Wojtek wraz z 22 KZP przycumował w 1946 r. do Glasgow skąd przeniesiony został wraz z jednostką do obozu w Windfield. Według Aileen Orp, fascynującej się historią Wojtka, to były jego najszczęśliwsze i najspokojniejsze lata. Pomimo że z dala od rodzinnych stron był wśród troszczących się o niego przyjaciół. Cały wolny czas mógł spędzać na popisywaniu się przed kolegami swoja sprawnością, za co nagradzany zostawał oklaskami – uwielbiał to. „Kiedy dostawał puszkę piwa, robił w niej dziurę pazurem i ze smakiem wypijał. Kiedy za to pił z butelki i czuł, że do pyszczka już nie leci napój, zaglądał do butelki najpierw jednym, potem drugim okiem, a stwierdziwszy, że jest już pusta rozbijał ją. Mieliśmy bardzo dużo porozbijanych butelek.” – Józef Możdżyn kolega Wojtka, z którym wychodził na papierosa. W przeciwieństwie do Wojtka, jego koledzy z kompani nie wiedli beztroskiego życia. Churchill rzucił w twarz Andersowi swoje sławetne „Mamy dzisiaj dość wojska i waszej pomocy nie potrzebujemy. Może pan swoje dywizje zabrać.” a Polska dostała się pod protektorat sowiecki. Zważywszy na sytuację w kraju o powrocie mowy nie było. Przechodząc do cywila tamto pokolenie zostało skazane na emigrację. Wojtek zaś trafił do ZOO w Edynburgu gdzie dożył 21 lat. W okresie jego pobytu dyrektor ZOO – Tom Gillespie – notował rekordy odwiedzin. Wojtek był prawdziwą gwiazdą. Dodatkowo mógł liczyć na odwiedziny kolegów z kompani, którzy przeskakiwali przez barierki i, ku uciesze zwiedzających, uprawiali z nim jego ulubione zapasy. Któregoś dnia przy wybiegu Wojtka pojawił się Fritz Kowalski ze skrzypcami i zaczął grać mazurka Chopina – wspomina pracownik ZOO Raymond Russel, kolega Jacka Cawleya, osobistego opiekuna Wojtka. Niedźwiedź w moment rozpoznał znaną melodię i zaczął tańczyć. Pomimo – jak na niedźwiedzia przystało – topornych i drewnianych ruchów, naoczni świadkowie wspominają o niezwykłym poczuciu rytmu i finezyjnym bujaniu się na huśtawkach fonii rozwieszanych przez wcale złego skrzypka. „Czy on zna tę melodię?” – zapytał Jack. „Doskonale, spójrz jak wybija uszami rytm.” I tak tańczył niedźwiedź „w klatce” i skrzypek na obczyźnie, a między nimi materializowała się, w drobnych kryształkach, ta niezwykła magia, która jest owocem bliskości istoty rozumnej homo sapiens z, wydawałoby się rządzonym prymitywnym instynktem zwierzęciem. Do dziś kryształki owej dawno już rozwianej przez wiatr czasu magii, rzucają ciepłe promienie na serca kolejnych pokoleń wsłuchujących się w opowieść o porzuceniu, wygnaniu, tułaczce, ale przede wszystkim o przyjaźni człowieka z naturą, niosącej na czterech łapach nadzieję, której ufny pazur nigdy nie skrzywdził znajdującego się w pobliżu człowieka. Kurtyna opadła, zaś kurz przez nią wzbity w powietrze wciąż mieni się mnogością nieopowiedzianych historii. Wzbity kolejny raz osiada na dawno zapomnianych segmentach i aż dziw czasem bierze, jak rzadko poświęcasz czas aby jedwabną szmatką przetrzeć te zakurzone regały. Proszę Cię, zatem przecieraj je częściej, bo warto. Przecieraj je wracając „ze zmywaka” czy z pracy w myjni samochodowej, nie zapomnij o ich pielęgnacji siedząc w uniwersyteckim biurze czy rozporządzając kadrą dobrze prosperującej firmy. Weź na kolana swoja pociechę i racząc ją kubkiem gorącej czekolady opowiedz historię o misiu, który przeszedł przez wojnę pod flagą biało-czerwoną. Sam zaś wychodząc ze szkockiego klubu, wcinając haggis na wynos, krocz dumnie z nadzieją – tylko na Boga, nie tak jak Wojtek, na czterech łapach. Ale to jest już temat na zupełnie oddzielny artykuł... Zatem za mną czytelniku! Kamil Peszat POLEMI.co.uk © Wszystkie prawa zastrzeżone. Całość jak i żadna część utworów na POLEMI.co.uk, nie może być rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i sposób bez zgody Redakcji POLEMI.
Dołącz do POLEMI na facebooku i BĄDŹ NA BIEŻĄCO! |
Osteopatia, Kręgarz, Masaż Leczniczy, Fizjoterapia Dorosłych i Dzieci Gabinet Osteopatii, Kręgarz i Chiropraktyk oraz Masaż Leczniczy i... |