Boston: WAŻNE! Mieszkasz tam? Uważaj, chcą wyrzucić z miasta wszystkich Polaków! |
Utworzony: poniedziałek, 04 maja 2015 13:47 |
Choć brytyjscy politycy publicznie cały czas deklarują mniej lub bardziej otwartą niechęć do imigrantów, nie mogą zaprzeczyć, że mają oni spory - i bardzo pozytywny - wpływ na gospodarkę w UK. Świetnym tego przykładem jest historia angielskiego Bostonu.
r e k l a m a
Zobacz także:
Jeszcze 10 lat temu Boston był pusty i smutny. Dzisiaj jego ulice tętnią życiem, w głównej mierze dzięki imigrantom, zwłaszcza tym z Polski. Na ulicy obok angielskiego z akcentem wskazującym na Lincolnshire słyszy się głównie polski, litewski i bułgarski, choć nie brakuje również przedstawicieli innych narodowości - z całego świata. - Kiedy 8 lat temu otwierałam tu swoją kafejkę internetową, na ulicy był tylko jeden sklep - polski - wspomina Sarah, mieszkanka Bostonu. Obecnie około połowa wszystkich przedsiębiorstw prowadzonych w tym mieście została założona i należy do obcokrajowców, którzy "tchnęli" nowe życie w podupadającą gospodarczo miejscowość. Kiedy w 2011 roku wyszło na jaw, że 11% mieszkańców Bostonu to imigranci z Europy Wschodniej, gazety w UK ochrzciły je mianem "najbardziej polskiego miasta w Wielkiej Brytanii". Nie dziwi więc fakt, że na celownik wziął je sobie najbardziej zagorzały przeciwnik imigrantów Nigel Farage i cała jego partia, czyli UKIP. - To miasto stało się ofiarą dewastacyjnej siły masy niekontrolowanej imigracji - grzmiał na konferencji zorganizowanej 1 maja w teatrze Blackfriars 22-letni Robin Hunter-Clarke startujący w nadchodzących wyborach z ramienia UKIPu. Młody polityk przekonywał, że lokalna służba zdrowia i szkolnictwo znalazły się pod zbyt dużą presją, a rdzenni Brytyjczycy nie mają pracy, bo zabierają im ją obcokrajowcy z państw Europy wschodniej. Zebrana na spotkaniu widownia podzieliła się na 2 obozy. Nie brakowało zwolenników ostrej polityki eurosceptycznego UKIPu, ale także tych, którzy w obecności imigrantów w ich mieście i państwie widzą również zalety. Podobnie zresztą jak broniący ich obecni na spotkaniu politycy z lewicowej Partii Pracy, Liberalnych Demokratów i Partii Zielonych, którzy przekonywali, że obcokrajowcy wykonują prace, jakich Brytyjczycy nie chcą i że w Bostonie bezrobocie jest akurat niższe niż gdzie indziej w UK. Sporo zwolenników UKIPu, który zdominował debatę tematyką związaną z imigracją, twierdzi, że obcokrajowcy tak naprawdę im nie przeszkadzają, dopóki nie trzeba wydawać na nich pieniędzy, odnosząc się w ten sposób do tych, którzy przyjeżdżają do UK tylko po wysokie zasiłki czy skorzystanie z opieki medycznej. Wielu mówi też o konieczności ograniczenia imigracji i odesłania ludzi "do domu" np. dlatego, że "UK jest małym krajem i nie pomieści aż tylu ludzi". Pojawiały się też i głosy całkiem radykalne, które mówiły o całkowitym pozbyciu się obcokrajowców z miasta! Wygląda jednak na to, że takie osoby zapominają o tym, że większość obcokrajowców przyjeżdża na Wyspy by pracować i tu płacą podatki, wspierając brytyjski skarb i napędzając rozwój gospodarczy. W przypadku Bostonu, który został właściwie uratowany od zapaści przez imigrantów z Europy Wschodniej, widać to tym bardziej. Niestety wielu Anglikom obecność Polaków i innych narodowości w mieście nadal przeszkadza, czego ci drudzy są w pełni świadomi. Tak, jak Marta, która zaledwie tydzień temu założyła w Bostonie swoje biuro doradcze dla obcokrajowców z bloku wschodniego. Sama mieszka w UK już 9 lat, ma tu swoich przyjaciół, a jej dziecko chodzi do angielskiej szkoły. - Widzę często Anglików, którzy przechodzą obok mojego biura, patrzą na szyld i zaczynają przeklinać i wyzywać imigrantów - potwierdza Polka. - Wiem, że nie wszystkim się to podoba, ale chcę pomóc tym obcokrajowcom, którzy nie radzą sobie z angielskim. A dla Brytyjczyków ich obecność naprawdę ma swoje plusy - tłumaczy. Zgadza się z nią Frank Maskell - rodowity Brytyjczyk, który urodził się w Liverpoolu, ale przeniósł się do Bostonu, gdzie prowadzi swój biznes. Jako zadeklarowany socjalista i liberał głosujący na Partię Pracy, Maskell martwi się tym, w jaką stronę zmierza polityczna orientacja mieszkańców jego miasta. - Oni odwołują się do ludzkich strachów i obaw, zwłaszcza w takich miejscach jak to, gdzie mieszka dużo imigrantów - mówi mężczyzna w nawiązaniu do argumentów UKIPu przeciw obcokrajowcom. - Na mnie to nie działa, bo wiem, że ta multikulturowość wzbogaca naszą społeczność. No i jakoś nie widzę, żeby biznesy należące do Anglików narzekały na przypływ nowych klientów - zauważa Maskell, który sam zatrudnia sporo obcokrajowców (stanowią około 70% jego załogi), bo - jak twierdzi - Anglicy rzadko aplikują o pracę. Mimo to, mężczyzna obawia się, że UKIP ma coraz większe szansę na zdobycie władzy w takich miejscach jak Boston. - Opinia ludzi na temat tej partii zmieniła się diametralnie w ciągu ostatniej dekady. Kiedy UKIP się zawiązał, nikt nie traktował ich poważnie, raczej jako zgrywę. Dziś głosowanie na nich jest już społecznie akceptowalne - podkreśla ze smutkiem. Joanna Mierzwa / POLEMI.co.uk Fot.: Anton Balazh / Shutterstock © Wszystkie prawa zastrzeżone. Całość jak i żadna część utworów na POLEMI.co.uk, nie może być rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i sposób bez zgody Redakcji POLEMI.
Dołącz do POLEMI na facebooku i BĄDŹ NA BIEŻĄCO! |
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
Polskie meble - SPLENDO FURNITURE Firma SPLENDO FURNITURE zajmuje się sprzedażna polskich mebli na... |